POP

Krytyk Wewnętrzny - Wróg czy Przyjaciel?

By Justyna Wiślicka - 17:47


Czy często pukasz się w głowę, uderzasz dłonią w czoło lub wywracasz oczami słysząc, co właśnie przed chwilą powiedziałeś? Czy mówisz o sobie: jestem głupi, co za debil, jak mogłam się tak zachować? Czy masz wrażenie, że wszyscy się na Ciebie patrzą i oceniają Twój wygląd? Czy masz ochotę schować się przed ich wzrokiem lub zakryć jakąś część swojego ciała? Czy często obijasz się o drzwi, meble i klamki? A może ciągle się zacinasz, kaleczysz albo parzysz? Czy wydaje Ci się, że nikt Cię nie lubi, a ludzie knują za Twoimi plecami?

A może to Ty ciągle krytykujesz innych, gdy słuchasz ludzi, to kręcisz lub kiwasz głową z pogardą, oceniasz ich wygląd i skupiasz się na niedoskonałościach, każdemu masz coś do zarzucenia?

Niezależnie od tego, czy lepiej pasuje do Ciebie pierwszy, czy drugi opis, Krytyk Wewnętrzny jest Twoim stałym towarzyszem. W pierwszym przypadku jego uwaga skupiona jest w pełni na Tobie i Twoich niedoskonałościach, w drugim można powiedzieć, że Krytyk przejął nad Tobą kontrolę i to jego oczami, uszami, słowami (i innymi zmysłami) odbierasz świat.

W Psychologii Procesu mówimy, że Krytyk Wewnętrzny jest jedną z Figur Sennych, jedną z postaci, które składają się na naszą osobowość. Nie jest więc ani dobry, ani zły. Odwołując się do Teorii Komunikacji, można powiedzieć, że Krytyk nadaje do nas rozmaite komunikaty, które, ponieważ nie są przez nas zwykle odbierane, z czasem stają się coraz "mocniejsze" i niejednokrotnie krzywdzące. W takiej sytuacji trudno jest nie postrzegać Krytyka jako naszego wewnętrznego wroga i sabotażysty.

Sonja Straub, w swojej niepublikowanej pracy doktorskiej, Stalking Your Inner Critic. A Process-Oriented Approach to Self-Criticism, twierdzi jednak, że - jeśli tylko zaczniemy go "słuchać" - Krytyk Wewnętrzny może stać się naszym najlepszym przyjacielem i niezastąpionym doradcą. Jak to możliwe?

Potyczki z jej własnym Krytykiem Wewnętrznym w czasie studiów doktoranckich stały się dla Straub inspiracją do wyboru właśnie takiego tematu pracy doktorskiej. Jak sama pisze: Our collaboration was characterized for me by feeling of both complete desperation and heightened ecstasy. Many times he led me in his own way to enlightenment. (...) I feel that through this work we came to know each other intimately and become good friends, although we had to go through some momentary rough fights which might be a part of any good friendship.

Sraub odwołuje się do podobnej koncepcji zawartej w Wewnętrznym Ogniu Carlosa Castanedy, wedle której mali tyrani i despoci pojawiają się w naszym życiu po to, aby pomóc nam w rozwoju. Dla zainteresowanych umieszczam poniżej obszerny fragment książki Castanedy, postali mogą po prostu przejść do dalszej części artykułu 👇

Istnieją dwie grupy małych tyranów. Pierwsza składa się z tych, którzy prześladują nas i ściągają na nas nieszczęścia, ale nie powodują niczyjej śmierci. Nazywa się ich drobnymi małymi tyranami, pinches tiranitos. Druga grupa to ci, którzy tylko doprowadzają nas do rozpaczy i śmiertelnie irytują. Tych nazywa się tyranami – płotkami, repinches tiranitos, albo kapryśnymi tyranikami, pinches tiranitos chiguititos.(...)
Dodał, że drobni mali tyrani dzielą się dalej na cztery klasy. Jedna stosuje przemoc i brutalność. Następna wprowadza wielki niepokój przez obłudny, pokrętny sposób postępowania. Trzecia męczy smutkiem. A ostatnia wprawia wojowników we wściekłość.
(...)
Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że ta strategia nie tylko pozbawia wojownika poczucia własnej ważności, ale też przygotowuje go do zrozumienia, że jedyne, co liczy się na ścieżce wiedzy, to nieskazitelność.Powiedział, że nowym widzącym chodziło o ostateczny manewr, w którym mały tyran pełni rolę górskiego szczytu. Poszczególne atrybuty wojownika przypominają alpinistów, którzy spotykają się na górze.– Zwykle wykorzystuje się przy tym tylko cztery atrybuty – ciągnął. – Piąty, wola, zawsze zachowywany jest na ostateczną konfrontację, gdy wojownik staje przed plutonem egzekucyjnym, jeśli mogę się tak wyrazić.– A dlaczego robi się to w ten sposób?– Bo wola należy do innego obszaru, do sfery nieznanego. Pozostałe cztery atrybuty odnoszą się do tego, co znane, czyli do obszaru, w którym działają mali tyrani. W gruncie rzeczy właśnie obsesja manipulowania tym, co znane, sprawia, że ludzie stają się małymi tyranami.Don Juan wyjaśnił, że tylko widzący, którzy są jednocześnie nieskazitelnymi wojownikami i po mistrzowsku opanowali wolę, potrafią wykorzystywać wszystkie pięć atrybutów. Jednoczesne ich użycie jest mistrzowskim manewrem, którego nie da się wykonać na etapie zwykłych ludzkich działań.– Cztery pierwsze atrybuty w zupełności wystarczą, by poradzić sobie nawet z najgorszym małym tyranem – mówił. – Oczywiście pod warunkiem, że się takiego znajdzie. Jak już wspominałem, mały tyran jest zewnętrznym elementem, który pozostaje poza naszą kontrolą i być może jest to właśnie najważniejszy element ze wszystkich. Mój dobroczyńca mawiał, że wojownik, który natrafi na małego tyrana, jest szczęściarzem. Chciał przez to powiedzieć, że dobry los wprowadza małego tyrana na naszą ścieżkę, bo jeśli tak się nie stanie, to trzeba samemu jakiegoś poszukać.(...)
Korzystanie z małego tyrana powinno nie tylko służyć udoskonaleniu ducha wojownika, ale też dawać radość i szczęście.(...)
Don Juan wyjaśnił, że błąd popełniany przez przeciętnych ludzi w konfrontacji z małymi tyranami polega na tym, iż nie mają oni strategii, na której mogliby się oprzeć; śmiertelnym błędem jest to, że przeciętni ludzie traktują siebie zbyt poważnie; własne działania i uczucia, a także uczynki małych tyranów, wydają im się najważniejsze na świecie. W przeciwieństwie do nich, wojownicy mają dobrze przemyślaną strategię i są wolni od poczucia własnej ważności. Zrozumieli już, iż rzeczywistość jest tylko naszą interpretacją, i to pomogło im ograniczyć poczucie własnej ważności. Właśnie ta wiedza dawała nowym widzącym zdecydowaną przewagę nad prostodusznymi Hiszpanami.Gdy don Juan uświadomił sobie, że mali tyrani traktują siebie śmiertelnie poważnie, a wojownicy – nie (...).
Powiedziałem, ze najbardziej interesuje mnie to, czy obecnie, w naszych czasach, mali tyrani, jakich on nazywał drobnymi płotkami, mogą pokonać wojownika.– Zawsze może się tak zdarzyć. – odrzekł. – Tylko ze nie pociąga to za sobą tak dramatycznych konsekwencji jak kiedyś. Teraz wojownik zawsze może odzyskać siły albo wycofać się i wrócić później. Ale jest jeszcze inny aspekt tego problemu. Porażka z rąk drobnej płotki nie jest śmiertelna, lecz druzgocąca. Symbolicznie jednak stopień śmiertelności jest tu równie wysoki. Chcę przez to powiedzieć, ze wojowników, którzy ugną się przed drobną płotką, niszczy ich własne poczucie porażki i bez wartościowości. Dla mnie jest to równoznaczne z wysoką śmiertelnością.– A po czym poznaje się porażkę?– Każdy, kto przyłączy się do małego tyrana, ponosi porażkę. Działanie w gniewie, bez kontroli i dyscypliny, brak wytrwałości, to porażka.– Co się dzieje z wojownikiem, który poniósł porażkę?– Albo na nowo zbiera siły, albo rezygnuje z poszukiwania wiedzy i na resztę życia dołącza do szeregów małych tyranów. 


Straub nie zachęca nikogo, aby idąc za przykładem don Juana delektować się spotkaniem ze swoim Krytykiem, wskazuje jednak, że może ono wieść do uzyskania większej świadomości ("awareness") i samopoznania. Jednocześnie zauważa, że pewna doza samokrytycyzmu napędza rozwój jednostek i całej ludzkości i popycha nas do poszukiwania nowych rozwiązań i możliwości.

Na potrzeby swojej pracy doktorskiej Straub przeanalizowała lektury poświęcone negatywnym głosom wewnętrznym i niskiej samoocenie. Zdecydowana większość pozycji, zarówno dzieła klasycznych autorów (Freud, Adler, Berne, Satir, Perls), jak i poradniki, zachęca czytelników do przezwyciężenia postawy autokrytycznej na drodze pozytywnej afirmacji siebie, medytacji i swoistego reprogramowania. Ich autorzy zakładają, że istnieje pewien ideał pozytywnie myślącego człowieka, który zna swoją wartość i wierzy w swoje możliwości, do którego wszyscy powinniśmy dążyć.

Zdaniem Straub jest inaczej. Ścieżka rozwoju powinna wieść od miejsca, w którym jesteśmy w danym momencie życia, a nie przez odrzucanie go. Nie można przeskoczyć kilku stopni na drodze do rozwoju i po prostu nauczyć się bycia oświeconym mędrcem. Zamiast szukać przyczyn nadmiernie krytycznej postawy we wczesnym dzieciństwie czy normach społecznych, można, jak proponują Jung i Mindell, zastosować postawę teleologiczną i finalistyczną, uznać to, co się przydarza człowiekowi za właściwe i przyglądać się temu bez oceny, poszukując sensu, celu, jakiemu to służy.

Straub nazywa tę postawę wobec Krytyka Wewnętrznego śledzeniem czy tropieniem (stalking). Takie postępowanie pozwala nam pozbyć się poczucia bycia ofiarą Krytyka i stać się Wojownikiem. Pracując z Krytykiem na sesjach terapeutycznym możemy odkryć nasz potencjał, dotrzeć do niebywałych pokładów energii i kreatywności, które dotąd drzemały w nas uśpione i o których nikt poza Krytykiem nie miał pojęcia. Traktowany z szacunkiem i uważnie słuchany Krytyk może stać się naszym przewodnikiem na drodze indywiduacji.

Postawę przyjmowania rzeczy takimi, jakie są możemy odnaleźć w dużo wcześniejszych źródłach niż udzielane Castanedzie przez don Juana nauki. Wyznawana przez taoistów zasada wu-wei - niedziałania - oznaczała robienie tylko tego, co jest zgodne z naturą rzeczy, podążanie za jej naturalnym biegiem i rytmem. Taoiści, choć przesiąknięci tą filozofią życia, nie pozostawili wskazówek, jak ów podążanie za naturą może wyglądać w praktyce. Szczęśliwie na gruncie Psychologii Procesu możemy znaleźć konkretne narzędzia i techniki, które pozwalają nam obserwować przejawy natury i odkrywać zawarte w nich informacje, abyśmy mogli płynąć na fali, a nie tylko być przez nią zmytym. Jak pisze Mindell psychoterapeuta POP przygląda się biegowi rzeki i pomaga klientowi się do niego dostroić (więcej na ten temat znajdziesz w Arnold Mindell Rivers Way).

Docieranie do źródła energii i kreatywności nie jest jedynym motywem, dla którego zdaniem Straub nie należy odrzucać krytycznej części siebie. Uważa ona, że zjawisk psychicznych nie można marnować (waste), należy je wykorzystywać i recyklingować, podobnie jak energię, plastik czy szkło. Wyrzucanie śmieci jest szkodliwe dla środowiska i naszej planety, co więcej, śmieci te nie znikają, tylko są gromadzone w miejscach, o których na co dzień nie myślimy. Problem śmieci wraca do nas jednak coraz częściej, nie sposób uciec od obrazów dzikich zwierząt zaplątanych w sieci, czy uwięzionych w butelkach i puszkach. Prędzej czy później będziemy musieli sobie z nimi poradzić, inaczej dosłownie nas zasypią.

Podobnie ma się rzecz z tym, co uznajemy za śmieci psychiczne - niechcianymi, odrzucanymi częściami nas samych. Ich także nie można się pozbyć na dobre. Problemy psychiczne nie znikają tak po prostu i widać to najlepiej na przykładzie rodzin. Jeśli osoba, która dotychczas pełniła rolę "nosiciela" symptomu zostaje "wyleczona", ktoś inny zaczyna chorować lub sprawiać innego rodzaju problemy. Nierozwiązany problem opuszcza psychikę jednej osoby, aby umościć się w psychice kogoś innego. Z tej perspektywy wydaje się on właściwością pola, systemu, w którym żyjemy, a nie jednostki, i będzie krążył tak długo, aż zostanie dostrzeżony, zrozumiany i użyty do transformacji naszej świadomości (więcej na temat ekologicznego podejścia do psychiki człowieka w Amy Mindell Metaumiejętności, rozdział Świadomość Ekologiczna).

Ponieważ nikt z nas nie lubi być krytykowany, za wszelką cenę staramy się stłumić nasz wewnętrzny krytyczny głos. Przypomina to próby blokowania przepływu strumienia wody - im dłużej i silniej blokujemy, tym większy i silniejszy będzie, gdy blokada pęknie. Tłamszony Krytyk Wewnętrzny wysyła do nas same bolesne komunikaty: jesteś debilem, nic nie umiesz zrobić dobrze, nikt cię nie lubi, nie da się ciebie kochać! Aby dotrzeć do tego, co tak naprawdę ma nam do powiedzenia, zdaniem Straub musimy spojrzeć na niego jak na księcia zaklętego w żabę 😼  A gdy już go wysłuchamy, może się okazać, że nasz największy dotychczasowy wróg jest naszym największym przyjacielem - że wierzy w nas tak, jak nikt inny na świecie i tylko on jest w stanie dostrzec nasz pełen potencjał.

Mój osobisty Krytyk Wewnętrzny posiada ogromną wiarę w moje możliwości intelektualne. Jest zdania, że jestem w stanie zrozumieć każdą, nawet najbardziej skomplikowaną teorię, dlatego prześladuje mnie od lat podczas nauki do egzaminów, wymagając odpowiedniego zaangażowania i uwagi. Nie pozwala marnować tego potencjału, próbując przyswoić coś po łebkach, powierzchownie. Dzięki niemu przeżyłam niejedną ciężką chwilę załamania i też niejedną chwilę euforii, poczucia organicznego zrozumienia i olśnienia, kiedy niepasujące do siebie elementy układanki nagle zmieniały się w logiczną całość. Pomógł mi też napisać świetną pracę magisterską na socjologii. Nie jest to jednak ciepła, wspierająca figura, a raczej ktoś, kto mi rzuca coraz trudniejsze wyzwania, wiedząc, że jestem w stanie im sprostać. Ktoś, kto z pogardą patrzy na mnie, gdy chcę się poddać czytając książki Hanny Segal, i ktoś, kto zainspiruje mnie do szukania innych źródeł, skoro to nie jest dla mnie. Ktoś, kto z kocim uśmiechem i jakby dumą patrzy na mnie, gdy czytając Teorię Kleinowską zaczynam rozumieć nierozumialne i gdy procesy psychiczne niemowlęcia układają się w jakże sensowną całość. To on wiedział od początku, że zdam te 9 trudnych egzaminów na studiach, a nauka do nich będzie i wyzwaniem, i przyjemnością!

O tym, jak pracować z Krytykiem Wewnętrznym, aby przestał nas dołować i stał się inspiracją napiszę w kolejnym wpisie. Tymczasem piszcie w komentarzach, w jaki sposób objawia się Wasz Krytyk?

  • Udostępnij:

Podobne Wpisy

0 komentarze